Amelia niedawno skończyła miesiąc. W prezencie dostała od nas podróż pociągiem w Beskidy. Oczywiście w międzyczasie zadaliśmy sobie pytanie, czy to aby na pewno prezent dla niej, czy dla nas, a głównie… dla mnie, ponieważ już nie mogłam wysiedzieć w domu. Pojawiły się też pierwsze obawy i chwile zastanowienia. Nie jest już tak, że decydujemy dziś, że jutro jedziemy, pakujemy plecak i w drogę. Musimy to uzgodnić z Małą Podróżnicką.Tak naprawdę do momentu wyjścia z domu zastanawialiśmy się, czy jest to dobry pomysł, czy nie przesadzamy z tym ciągnięciem w drogę miesięcznego dziecko. Ledwo poznaliśmy jego instrukcję obsługi, zrozumieliśmy potrzeby, zaakceptowaliśmy je, i tu nagle zmiana miejsca, nowi ludzie i mnóstwo emocji. Czego bałam się najbardziej? – No trochę tego było.

Po pierwsze – czy nie jest za wcześnie, czy Mała nie jest za mała, czy da radę. – Wszyscy znajomi, rodzina, inni mówili, że ze swoimi dziećmi zaczęli jeździć dalej niż do dziadków, cioć i innej rodziny, jak miały co najmniej kilka miesięcy. Nie ma reguły, kiedy możesz zabrać dziecko w pierwszą podróż. Rozmawialiśmy na ten temat z położną, która powiedziała, że nie powinniśmy mieć obaw. – Jest ciepła zima, kikut pępowinowy dawno odpadł, więc możemy ruszać w drogę. Ruszyliśmy zatem.

Po drugie – pakowanie. Kiedyś mogliśmy jeździć po świecie z dwoma plecakami, a dziś wybieramy się w Beskidy na kilka dni i ledwo się w nie mieścimy. A do tego nie jechaliśmy przecież samochodem, więc tym bardziej oglądaliśmy każdą rzecz, żeby nie dźwigać niepotrzebnie. Spakowaliśmy tylko te najpotrzebniejsze. I co? – Ledwo zapakowaliśmy się w te plecaki. Jeden zajmowały głównie pieluchy, podkłady do przewijania, gaziki, chusteczki, ciuchy i ciuchy na zmianę dla Amelii oraz inne przybory kosmetyczno-higieniczne. Ale można – można :)

Po trzecie – dojazd. Najpierw metrem, potem pociągiem i na koniec jeszcze samochodem. W pierwszym miesiącu jeździliśmy tylko tramwajem, autobusem i samochodem. Nie wiedzieliśmy, jak zareaguje na nową sytuację. W metrze była zachwycona – cały czas miała otwarte oczy, słuchała i rozglądała się na boki. W pociągu – w jedną stronę przespała całą drogę, z powrotem natomiast była marudna. Ciekawe, czy dlatego, że nie chciała wracać, czy miała dosyć i już chciała być w domu. W samochodzie krótkie trasy zawsze wytrzymuje. Tak było i tym razem.

Po czwarte – wyrobienie się na konkretną godzinę na pociąg. To nie samochód, że możesz sam decydować i zapakować się wtedy, kiedy chcesz. Tu nie mogliśmy się spóźnić. Zawsze w takich wypadkach się stresuję. Mała długo spała, nie chcieliśmy jej wybudzać, nie zdążyła zjeść za dużo, więc obawialiśmy się wielkiej afery. Na szczęście wszystko się udało. Może zachwyciła się otaczającymi ją nowościami i nie myślała o jedzeniu :)

Po piąte – myślenie o tym, jak będzie na miejscu. – Jaki będzie nasz pokój? Czy będę potrafiła karmić bez mojej wielkiej poduszki w kształcie litery „C”? Gdzie będziemy przewijać i kąpać? – Pokój był mały, ale oprócz wielkiego łóżka miał małą kanapę, gdzie szybko stworzyłam wyjazdowy przewijak i miejsce do karmienia. Co do mycia – znajomi zabrali wanienkę turystyczną, więc z niej korzystaliśmy. Dało radę.

Po szóste – jak Amelia zniesie nowych ludzi i inne dzieci. W domu zazwyczaj ma ciszę i względny spokój. Gości do tej pory zapraszaliśmy w taki sposób, że w jednym momencie były w domu maksymalnie 3-4 „obce” osoby. Tu było inaczej. Siedzieliśmy w dziesięć osób przy stole a wśród nich było dwoje innych dzieci. Czasami któreś płakało lub rzucało zabawkami. Generalnie było głośno. Początkowo udało się Amelii spać nawet w takich warunkach. Później, gdy tylko robiło się głośno, chciała być u mnie i wtulała się mocno. Myślimy, że czasami dostarczaliśmy jej za dużo emocji.

Po siódme – jedzenie i karmienie. To, co ja jem, bardzo wpływa na to, jak się czuje Mała. Jasna sprawa. Dzięki temu już wiem, że niektórych potraw nie mogę jeść i bardzo na nie uważam. Kolejna różnica – gotuję w domu, jem w domu i mniej więcej wiem, co jem. Tu za pierwszym razem chcieliśmy spróbować czegoś w knajpie. Wow, wreszcie wyjście. Cieszyłam się na nie. Niestety okazało się, że zjedzenie niby zdrowego kurczaka z grilla w miejscu, gdzie wszystkie stoliki są zajęte i każdy tam przychodzi, jest błędem. Miałam problemy z żołądkiem, Amelia również. Niestety, do pierwszej w nocy nie mogliśmy jej uspokoić. W kolejnych dniach zamawiałam już obiady domowe w pensjonacie, w którym mieszkaliśmy. Było dobrze.

Po ósme – jak Mała będzie się zachowywać w knajpach, gdy już do takowych się wybierzemy. Czy w ogóle da się z nią tam wjechać, czy będzie grzeczna, czy będzie płakać? A zamówienie jedzenia w takiej knajpie przecież trochę zajmuje. – Zajęcie miejsca, oczekiwanie na menu, czekanie na kelnera, aby coś zamówić, podanie, zjedzenie, w końcu rachunek i samo zapłacenie. Amelia jednak dawała radę. Dwa razy byliśmy w knajpach, kilka razy w kawiarniach i za każdym razem było ok.

Po dziewiąte – obawiałam się jeszcze, że nie będzie chciała spać w gondoli, bo jest tam zdecydowanie mniej miejsca niż w jej łóżeczku, ale bez problemu dała radę. Chyba kocha swoją gondolkę.

Po dziesiąte i najważniejsze – zburzenie harmonogramu dnia, który sobie wypracowaliśmy. Amelia od urodzenia miała właściwie tak, że jadła co 3-4 godziny. Kiedyś po jedzeniu zawsze spała, dziś ma kilka godzin aktywnych, ale za to w nocy śpi ciągiem 6-8 godzin. Na wyjeździe w nocy spała podobnie, jednak to, co działo się w dzień, zależało od naszego planu – co wymyślimy, jak długi spacer przewidzieliśmy, co akurat będziemy robić. Generalnie wychodziło dobrze. Kilka razy mieliśmy jednak wrażenie, że była to dla Amelii podróż życia. Cały czas chciała być przy mnie, jakby trochę się bała tej nowej sytuacji. Po tygodniu od powrotu, wszystko jednak wróciło do normy i rytmu, a nawet się poprawiło.  – Jest ufna, zdecydowanie bardziej zainteresowana światem, spokojna i dobrze sypia, dzięki czemu, ja także czuję się świetnie :)

Gdybyśmy mieli jeszcze raz decydować o tym wyjeździe, czy podjęlibyśmy taką samą decyzję? – Myślę, że tak.

P.S. Ten wpis powstał jakiś czas temu. Obecnie Amelia ma już dwa miesiące i myśli o tym, gdzie pojechać na święta oraz weekend majowy :)