Do Varadero wcale nie mieliśmy ochoty jechać. To znaczy, w ogóle nie nastawialiśmy się, że tam trafimy, no bo i po co. Rozmowy z Kubańczykami zmieniły jednak nasze podejście. Gdy zaczęliśmy pytać o to miasto, wszyscy mówili: „ale wiecie tam jest drożej, casy są droższe, ale Varadero to Varadero” – dodawali z dumą. Musieliśmy sprawdzić, z czego ta duma wynika.

Do tego (prawie) najbardziej wysuniętego na północ wyspy miasta, dojeżdżamy autobusem. Do naszej casy mamy kilkaset metrów, które – w wielkim upale – pokonujemy pieszo z naszymi wielkimi plecakami. Jest godzina 14, a my powoli zaczynamy kumać, co Kubańczycy mieli na myśli, podniecając się na samą myśl podróży do Varadero. – Wszędzie białasy z innych krajów, spacerują, robią zakupy, siedzą w knajpach, z których jak na zamówienie dochodzą na ulice dźwięki „Guantanamery”, wszystko jest piękne i wychuchane. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby trawa też była tam na zamówienie malowana na zielono. Jesteśmy na zupełnie innej Kubie.

Varadero to najwspanialszy kurort kubański, który położony jest na wydłużonym półwyspie Peninsula de Hicacos. Zabawne, że z lądem łączy go… most zwodzony. Jak Varadero stało się kurortem i ulubionym miejscem bogaczy? Już pod koniec XIX wieku zamożne rodziny zaczęły wykupywać tam działki i budować rezydencje. W 1959 roku, gdy Fidel Castro przejął władzę, miejsce to stało się otwarte dla wszystkich. Dlatego obecnie nie ma żadnego problemu, aby docierali tu turyści. Najwięcej jest Kanadyjczyków, Niemców i Rosjan. Nie ma co się im dziwić, bo plaże i morze wyglądają niesamowicie. I choć nas takie rzeczy nie kręcą i na plaży spędzamy zawsze maksymalnie godzinę-dwie, podczas całego pobytu, trzeba podkreślić, że tak wielu piaszczystych plaż i takiego błękitno-zielono-turkusowego odcienia wody nie widzieliśmy nigdzie.

Jeden z ośrodków wypoczynkowych w Varadero

Co można zobaczyć w Varadero? – Uwierzcie mi, niewiele. Przez całe wybrzeże ciągną się hotele, restauracje, sklepy, bary, ośrodki sportowe. Nie ma tam niesamowitych zabytków, ale nie szkodzi. Ludzie i tak bardzo chętnie tam przyjeżdżają, bo mają plaże, drinki i zabawę.

Jest tam trochę drożej niż w innych częściach wyspy, począwszy od mieszkania po jedzenie i inne uciechy. Wszędzie jednak rum z kartonu smakuje podobnie, więc nawet w Varadero zaopatrujemy się w spożywczaku w małe kartoniki i mieszamy je z colą, siedząc na plaży.

Varadero: widok spod palmy

Ten krótki wypad traktujemy także jak nowe doświadczenie międzykulturowe. Wszystko tu jest takie porządne, wymuskane i stworzone dla turysty. My oczywiście nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nawet tam przy okazji nie szukali muzyki. Autentycznych kubańskich rytmów się tutaj nie spodziewamy, ale znajdujemy na mapie Palacio de la Rumba. Wieczorem wybieramy się do niego, ale po długim spacerze okazuje, że położony jest w ekskluzywnym hotelu. Wchodzimy na chwilę i co – styl „guantanamera”, czyli coś miłego dla ucha turysty. Ot, tyle. O habanerze niestety niewiele słyszeli.