
Już od pierwszych chwil twarze mamy uśmiechnięte. Jest poranek

rześkie powietrze i powoli szukamy naszej casy.

Po wyjściu z dworca wita nas spory "billboard"

który dokładnie przypomina

gdzie jesteśmy.

Obok niego mamy pomnik rewolucji

która rozpoczęła się właśnie w okolicach Santiago.

Głodni

kusimy się na dość drogiego hamburgera.

Leniwy poranek udziela się też pracownikom administracji państwowej :)

Tu już docieramy do bodajże głównego placu z głównym kościołem

cykająć główne zdjęcie

A na ulicy Santiago...

Schody Padre Pico

z których rozpościera się panorama Santiago.

Padre Pico

Patrząc na tego Pana

również mamy ochotę na poranne cygaro. To dobry zwyczaj.

To jedna z głównych ulic - Calle Heredia.

Ruch na ulicach jest mały

w porównaniu do Hawany właściwie zerowy. - Kupcy dopiero się rozkładają.

W pierwszych dniach pobytu na Kubie zastanawiałem się

czemu aż tyle ciężarówek jeździ po miastach

ale to tak naprawdę komunikacja miejska.

Tutaj widać to dokładnie.

Bloki-klocki tak dobrze nam znane :)

Okrążając miasto

dotarliśmy do bardziej elitarnej dzielnicy.

Nie ma tu żadnych bloków

są za to nieźle wykończone stare domy.

Całość z poziomu piechura wygląda wręcz idyllicznie.

To jedyne miejsce z Internetem w całym Santiago. Koszt półgodzinnego kuponu był w cenie 10 piw

więc poszliśmy dalej.

Do dziś żałuję

że było mi tak gorąco i nie chciało mi się podbiec

by zrobić im zdjęcie z przodu.