Saudi Airlines albo Saudia to linie lotnicze, które budzą więcej pytań i wątpliwości niż odpowiedzi. Przed naszym wylotem na Sri Lankę próbowaliśmy zasięgnąć języka, co to za linie, czy bezpieczne, jak się nimi lata, ale niestety nie było łatwo. Dlatego między innymi stwierdziliśmy, że powinniśmy popełnić ten wpis.

Jak sama nazwa wskazuje, „Saudi” są to linie lotnicze z Arabii Saudyjskiej i nie ma tu żadnego haczyka. Gdy zgłębiliśmy temat, okazało się, że istnieją już wiele lat, należą do sojuszu SkyTeam, więc tym bardziej się zdziwiliśmy, że nigdy wcześniej o nich nie słyszeliśmy. Jak rozpoczęła się nasza przygoda z nimi?

Saudian Arilines
Saudian Arilines

Wszystko przez chęć powrotu na Sri Lankę. Szukaliśmy jak najtańszej możliwości, żeby się tam dostać. Długo nie mogliśmy nic znaleźć, a ceny, które obejmowały Sylwestra, były wyjątkowo wysokie. I nagle trafiliśmy na promocję Saudi, w której loty dla dwóch osób, były w takiej samej cenie, jak lot dla jednej osoby innymi liniami. Nie zastanawialiśmy się zbyt długo, stwierdziliśmy, że to ogromna okazja i kupiliśmy bilety. Zastanowienie przyszło trochę później, gdy rozmawialiśmy z naszą koleżanką, która ma świetne rozeznanie wśród linii lotniczych, i powiedziała przy okazji, że Saudi nie zna… – Trochę nas to zaskoczyło i zastanowiło. Stwierdziliśmy, że czas zacząć dokładniejsze googlowanie, ale w sieci więcej było pytań niż odpowiedzi. Mimo że wiedzieliśmy, że polecimy i nie zmienimy w tej kwestii decyzji, to jednak chcieliśmy wiedzieć, czy jest się czego obawiać. Nie zdobyliśmy jednak zbyt wielu informacji na ten temat. Pozostawało przekonać się na własnej skórze.

Saudia Saudi Airlines
Trasa

Jak miała wyglądać nasza trasa? – Wykupiliśmy bilety na trasie Rzym – Jeddah – Colombo i Colombo – Riyadh – Paryż. Oczywiście pierwszy lot Airbusem A320 był decydujący, jak to z pierwszym wrażeniem bywa, ciężko je później zmienić. A nasze było bardzo pozytywne. Nowy samolot, dużo miejsca na nogi, bardzo miła obsługa, pyszne, jak na warunki samolotowe, jedzenie. Oczywiście też kocyki, poduszeczki i cały zestaw toaletowy a w nim skarpety. Cieplutko. Naprawdę miło. Jedyny minus – niestety bez alkoholu. Nie kupicie go, ani w samolocie, ani na arabskich lotniskach. To smutne, ale jeżeli już wiesz, że to niemożliwe, jakoś łatwiej się z tym pogodzić.

W drugim samolocie do Colombo, Boeingu 747 już, nie było przyborów toaletowych, ale nie był to lot z Europy, tylko z Arabii Saudyjskiej na Sri Lankę, a osoby, które z nami leciały, nie wyglądały, jakby tego potrzebowały. Pierwsze raz w samolocie byliśmy zszokowani. To, co się działo w czasie międzylądowania na terenie Arabii Saudyjskiej, przeszło nasze oczekiwania. Udało nam się zasnąć, ale zostaliśmy gwałtownie obudzeni przez tłumy wpadające do samolotu. Nigdy w życiu nie widziałam tylu osób, które nie potrafią trafić na swoje miejsce w samolocie, mimo pomocy personelu pokładowego, chodzą pod prąd, wpadają na innych i się przewracają. A liczba wypchanych toreb, którą każdy miał, była oszałamiająca. To jednak nie wina linii lotniczych, tylko pasażerów, z których większość zachowywała się tak, jakby w popłochu znaleźli się pierwszy raz w samolocie. W czasie lotu chodzili grupami do toalety, nie zamykali się w niej, gdy tylko wylądowaliśmy, od razu odpinali pasy i zaczęli przemieszczać się do wyjścia, więc personel pokładowy musiał stanowczo zareagować.

Dziwna to była podróż, a zostały przecież jeszcze loty powrotne. Lot z Colombo nie był już taki wygodny, głównie z winy pana z obsługi lotniska w Colombo, który poradził nam, aby wybrać miejsce przy wyjściu awaryjnym. Na zdjęciu zobaczysz, jak ono wyglądało. Przez cztery i pół godziny nie mogłam wyprostować nóg. Potem dołożyliśmy do tego lotnisko w Jeddah i tam 10 godzin oczekiwania.

Lotnisko w Jeddah
Lotnisko w Jeddah

Jak można przetrwać 10 godzin na arabskim lotnisku i się nie znudzić? – Nie da się. Ale możecie wykupić WiFi – 2 godziny kosztują ok. 15 zł. Warto się skusić, bo oprócz spacerowania po małym i chłodnym terminalu, spędzeniu czasu w kilku kawiarniach i business strefie, naprawdę nie ma co tu robić. Na szczęście jest bankomat i kantor wymiany walut, czego nie znajdziecie na innym arabskim lotnisku w Rijadh, gdzie nie można też nigdzie płacić kartą, więc albo śmierć głodowa, albo miejcie przy sobie dolary. Zawsze się przydają.

A nasza Saudia leci dalej.

Został ostatni lot do Paryża. I tu było ostro, naprawdę. Zaczęło się od tego, że gdy tylko weszliśmy do samolotu i stanęliśmy przy swoich miejscach – już ktoś na nich siedział. Co więcej z każdą minutą okazywało się, że jeszcze więcej osób dostało te same miejsca – w sumie 10. Pięć miało miejsce Kuby, pięć moje. Na szczęście okazało się, że dwa rzędy dalej są dwa wolne miejsca obok siebie, więc daliśmy radę. Niestety lot nie należał do najprzyjemniejszych. Po pierwsze opóźnił się godzinę, po drugie lecieliśmy siedem i pół godziny małym samolotem, w którym czuliśmy nawet najmniejszą turbulencję, trzęsące się telewizorki nie chciały gasnąć, dobrze, że dostaliśmy przepaski na oczy. Dzięki nim na chwilę się zdrzemnęliśmy. Zabawne było, że dostaliśmy menu, to tak niby elegancko, ale oczywiście, to, czego chciałam – nie mieli. Stewardesa jednak bardzo przejęła się sprawą i na śniadanie przyniosła mi drugą porcję rogalików, masła i więcej serka. Miło z jej strony.

Faza natarcia
Faza natarcia

Wytrzęsieni w małym Airbusie dotarliśmy do Paryża. Gdybyśmy mieli więcej czasu do następnego lotu, to pewnie nawet nie stresowałoby nas to godzinne opóźnienie. Rzutem na taśmę, stanęliśmy do check-in 5 minut przed zamknięciem. Uffff.

Reasumując. – Czy latać Saudia Airlines? – Zdecydowanie tak, ponieważ jest warta swojej ceny. Nie napijesz się alkoholu, nie pooglądasz najnowszych filmów, ale spędzisz raczej miło lot i co najważniejsze – zapłacisz naprawdę mało. Gdybyśmy mieli jeszcze raz podejmować decyzję, też byśmy z nimi polecieli.