Wzgórze Gellerta jest widoczne praktycznie z każdej strony Budapesztu, głównie za sprawą pomnika kobiety z gałązką palmową. Nie da się go zignorować i co najważniejsze – nie warto. Taką panoramę miasta można zobaczyć tylko tam.

Najpierw spacer Mostem Wolności łączącym Budę z Pesztem. I dalej opcja dla leniwych – płatna kolejka, która zawiezie na górę lub opcja dla aktywnych – krótka wspinaczka i pokonanie 130 m, aby zdobyć „szczyt”. My wjechaliśmy kolejką i podziwialiśmy piękne widoki, podnosząc się powoli do góry. Zgłodnieliśmy, ale Węgrzy zadbali o nas. Posililiśmy się bułeczkami z serem, które sprzedawał miły pan, i które były wyjątkowo drogie, jak na bułki.

Jesteśmy ciekawi, czy interesuje Was historia Gellérta? Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy o tym nie wspomnieli. Zatem… Gellért był biskupem, który na rozkaz pierwszego króla Węgier, Stefana ochrzcił pogańskich Madziarów. Po śmierci króla niezadowoleni z przebiegu akcji poganie, zamknęli Gellért w beczce i zrzucili ze skały. W miejscu śmierci biskupa, nad wodospadem postawiono jego posąg. W czasach świętej Inkwizycji uważano górę za miejsce spotkań czarownic i ta legenda trwała do połowy XVIII wieku. W 1851 roku, Habsburgowie postawili cytadelę na szczycie wzgórza, która spełniała funkcję kwatery wojsk austriackich. Dziś natomiast można zwiedzić muzeum i restaurację. Obok niej powstała jedna z najbardziej znanych dyskotek w Budapeszcie.

Czy wzgórze jest kobietą? Okazuje się, że tak. Najbardziej widoczną jego częścią jest właśnie pomnik, przedstawiający kobietę, trzymającą w podniesionych rękach gałązkę palmową – symbol zwycięstwa. Pomnik Wolności robi wrażenie dzięki swoim 40 m wysokości.

Drogę w dół pokonaliśmy pieszo, opalając się mimochodem. Chcieliśmy zobaczyć z bliska Hotel Gellért, reklamowany jako perełka secesji (na zdjęciach wygląda niesamowicie). Zawiedliśmy się jednak bardzo. Zwyczajny budynek i secesji w nim niewiele. Dzień jednak zaliczyliśmy do bardzo udanych.